Pierwsze półrocze 2025 r. upłynęło pod znakiem decyzji sugerujących chęć znalezienia pewnego kompromisu między sektorem automotive a Brukselą, zaś branża z ulgą przyjęła nowe przepisy dotyczące zbiorczego rozliczenia emisji za lata 2025-2027. W tych okolicznościach dużym zaskoczeniem okazały się doniesienia niemieckiej prasy dotyczące rozmów na temat nowych regulacji, i to takich, które w dużym stopniu wymusiłyby znaczące przyspieszenie wymiany flot na „elektryki”. Pytanie, czy sprawa rzeczywiście zasługuje na uwagę, czy mamy do czynienia z próbą znalezienia sensacji?
Zacznijmy od treści omawianej propozycji: według mediów narzucałaby ona „dużym firmom” oraz przedstawicielom sektora wynajmu aut obowiązek kupowania wyłącznie aut elektrycznych po 2030 r. To z kolei, biorąc pod uwagę udział zakupów do przedsiębiorstw w sprzedaży nowych aut, oznaczałoby konieczność dostosowania (nie pierwszy raz w ostatnich latach) strategii przez producentów. Jak podaje serwis Electrive, pomysł nie byłby zupełnie nowy – już w marcu Komisja Europejska zaproponowała zwiększenie udziału aut elektrycznych w firmowych flotach.
O tym, że prace nad takim rozwiązaniem rzeczywiście się toczą, donoszą m.in. Bloomberg oraz Bild, które miały uzyskać informacje bezpośrednio od organów UE. Rzecznik KE podkreślił jednak, że żadne polityczne decyzje do tej pory nie zapadły, a propozycja jest omawiana pod kątem wpływu, który miałaby na branżę.
Warto podkreślić, że rozmowy w tym temacie mogą być wynikiem listu, który w połowie lipca do unijnego komisarza ds. zrównoważonego transportu i turystyki Apostolosa Tzitzikostasa wysłali przedstawiciele kilku organizacji z branżowego otoczenia, w tym Uber oraz Transport&Environment, firma, która przez lata mocno zabiegała o szybszą transformację w kierunku zeroemisyjności. Autorzy listu apelowali o przyspieszenie elektryfikacji samochodów firmowych, tak by do 2030 r. stanowiły one co najmniej 90 proc. wolumenu nowych aut w UE.
Trzeba wreszcie podkreślić, że do sprawy odniósł się kanclerz Niemiec Friedrich Merz, który przyznał, że propozycja „mija się z potrzebami Europy”, wskazując na znaczenie branży motoryzacyjnej dla Starego Kontynentu oraz konieczność zachowania otwartości na różne technologiczne rozwiązania. Na ten moment jesteśmy zatem na etapie wczesnych rozmów, zaś ewentualne zmiany (na które musiałyby zgodzić się Parlament oraz Rada) wydają się dziś mało prawdopodobne. Z drugiej strony, w przeszłości to samo moglibyśmy powiedzieć o zakazie sprzedaży aut spalinowych, a jak wyszło – wszyscy wiemy.



