Aktualności

Europa dwóch prędkości

W połowie lipca poznaliśmy prawdopodobną datę końca tradycyjnych napędów spalinowych – to 2035 r. Podobny los może spotkać hybrydy, w tym mające ostatnio „słabą prasę” plug-iny. Dla większości unijnych gospodarek oznacza to kłopoty.

Tuż po ogłoszeniu przez Komisję Europejską planu „Fit for 55”, analitycy obliczyli, że realizacja unijnych założeń będzie wymagała zwiększenia udziału samochodów elektrycznych w sprzedaży nowych aut do 55 proc. w 2030 r. – to 10 razy więcej niż wynosi średnia za 2020 r. w krajach UE (5,4 proc.) i… ponad 50 razy więcej niż w Polsce (0,9 proc.). W tym zestawieniu „słabych ogniw” jest jednak znacznie więcej, a w kuluarach coraz częściej wspomina się o elektrycznej Europie dwóch prędkości (w tradycyjnym podziale na Wschód i Zachód).

Podsumowując wyniki przemysłu samochodowego za rok 2020, wielu ekspertów i dziennikarzy podkreślało spektakularny sukces aut niskoemisyjnych. Powoływano się na liczby – po raz pierwszy sprzedaż „elektryków” (w którą to jednak wliczono także hybrydy plug-in) przekroczyła barierę miliona sztuk, a w elektrycznym wyścigu Europa jako całość wyprzedziła Chiny (nawet jeżeli tylko o 4 proc.). Teraz ten entuzjazm jakby trochę wygasł, a to za sprawą napędów plug-in, którym przypięto łatkę „fałszywych elektryków”, do czego przyczyniły się organizacje ekologiczne – i co szybko podłapała Komisja Europejska. Ten historyczny milion musimy więc podzielić na pół, co znaczy, że na unijne drogi wyjechało w 2020 r. 538 tys. „czystych elektryków”, dwa razy więcej niż rok wcześniej i 10 razy więcej niż w 2016 r.

Milion „elektryków”

Źródłem dysproporcji są przede wszystkim różnice ekonomiczne. 73 proc. aut elektrycznych w 2020 r. (z uwzględnieniem plug-inów) sprzedano w zaledwie… 4 krajach

Wśród krajów UE bezdyskusyjnym liderem w zakresie elektromobilności jest Holandia, w ubiegłym roku „elektryki” uzyskały na tamtejszym rynku przeszło 20-proc. udział w sprzedaży aut. Podium uzupełniają państwa nordyckie – Szwecja i Dania – z rezultatem kolejno 9,6 proc. i 7,2 proc., a TOP5, Niemcy i Francja z identycznym wynikiem na poziomie 6,7 proc. Na przeciwnym biegunie znalazły się z kolei Cypr (0,5 proc.), Grecja (0,8 proc.) i właśnie Polska (0,9 proc.), ale podobnie prezentuje się także sytuacja w pozostałych gospodarkach uboższej części Europy. Przedstawiciele ACEA nie mają zresztą wątpliwości – źródłem dysproporcji są przede wszystkim różnice ekonomiczne. Różnice między Wschodem i Zachodem, ale także Południem i Północą, nie można bowiem nie zauważyć, że w tym „wyścigu” na czele peletonu zabrakło państw takich jak Włochy czy Hiszpania. W rezultacie 73 proc. aut elektrycznych (z uwzględnieniem plug-inów) w 2020 r. sprzedano w zaledwie… 4 krajach.

W wartościach bezwzględnych najwięcej aut na prąd zakupili przed rokiem Niemcy. Z salonów naszego zachodniego sąsiada wyjechały 194 tys. takich pojazdów. W 2021 r. niemiecka branża nie zwalnia tempa, bo w samym tylko czerwcu zarejestrowała 33 tys. nowych „elektryków”, o 312 proc. więcej niż przed rokiem. W tym samym miesiącu na terenie Francji pojawiło się niecałe 21 tys. „wtyczkowozów”, ale i o takich wynikach większość krajów UE może pomarzyć. W czerwcu francuski rząd zakończył jednak program wsparcia dla elektromobilności, co może odbić się na dynamice wzrostu w kolejnych miesiącach i pokaże, w jakim stopniu popyt na te auta opierał się na zewnętrznych zachętach. Na brak dotacji nie mogą natomiast narzekać Włosi, którzy za zakup auta elektrycznego mogą liczyć na bonus w wysokości 8 tys. euro. Wyniku 32 tys. pojazdów elektrycznych (wliczając używane) w całym 2020 r. raczej nie będzie trudno przebić, bo ledwie przed miesiącem na włoskich drogach pojawiło się 7 tys. nowych aut na prąd, a wskaźnik sprzedaży zwiększył się r/r o 214 proc. Z podobnym wzrostem (231 proc.), ale dużo niższym wolumenem, miesiąc zakończyła Hiszpania. Efekt w postaci 2,6 tys. nowych egzemplarzy stawia hiszpańską elektromobilność w ogonie zachodniej Europy. O zadyszce mogą natomiast mówić Holendrzy, którzy w pierwszym kwartale roku zmniejszyli udział aut elektrycznych z 9 proc. do 5,6 proc., zamiast tego inwestując w hybrydy plug-in.

UDZIAŁ SAMOCHODÓW ELEKTRYCZNYCH W CAŁEJ SPRZEDAŻY NOWYCH AUT W WYBRANYCH KRAJACH UNII EUROPEJSKIEJ (2020 r.)

Źródło danych: ACEA

Konieczne wsparcie

Jak na tym tle wypada Polska? Z informacji PZPM-u i PSPA wynika, że daleko nam nawet do rezultatu uzyskanego przez dealerów z Półwyspu Iberyjskiego. W całym 2020 r. Polacy zakupili łącznie 4,9 tys. „elektryków”, a po dwóch kwartałach 2021 r. – kolejne 2,4 tys. szt. nowych aut (co przekłada się na 116-proc. wzrost r/r), z czego na czerwiec przypadło 526 rejestracji (o 149 proc. więcej niż w analogicznym miesiącu 2020 r.). W przyszłości należy spodziewać się jednak dynamicznych wzrostów, tak przynajmniej sugerują wyniki raportu „Polish EV Outlook 2020” przygotowanego przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Wariant realistyczny zakłada, że polski park pojazdów elektrycznych zwiększy się z obecnych 13,6 tys. aut do około 317 tys. szt. w 2025 r., a w przypadku zoptymalizowania zachęt finansowych „obiecany” milion możemy osiągnąć na początku następnej dekady. Sukces polskiej elektromobilności będzie jednak zależał od dopłat – na początku roku Maciej Mazur, dyrektor zarządzający PSPA, szacował, że bez wsparcia finansowego liczba aut na prąd będzie niemal dwukrotnie mniejsza.

Pomimo obecnych, nadal dosyć skromnych, liczb okazuje się jednak, że ostatnie półrocze było dla Polski całkiem niezłe, przynajmniej na tle innych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Według danych ACEA gorsze wskaźniki wzrostu w II kwartale 2021 r. zanotowały Czechy, Słowacja, Węgry, Słowenia, Rumunia oraz Bułgaria, lepsze – kraje bałtyckie oraz Chorwacja, co zdaje się potwierdzać tezę o dwóch prędkościach.

Tezę, którą dodatkowo wzmacnia dysproporcja stopnia rozbudowy europejskiej sieci punktów ładowania. Spośród 224 tys. punktów zlokalizowanych na terenie Unii aż 70 proc. znajduje się bowiem na terenie trzech państw – Holandii (29,7 proc.), Niemiec (19,9 proc.) oraz Francji (20,4 proc.), a kolejne 25 proc. – w granicach pozostałych krajów „starej Unii”. 1,7 tys. stacji znajdujących się w Polsce stanowi zaledwie 0,8 proc. całości, a są państwa, jak np. Rumunia, Grecja czy Bułgaria, gdzie sprawy mają się jeszcze gorzej (0,1-0,2 proc.). Problemem jest nie tylko niewielka liczba punktów ładowania, ale także tempo jej wzrostu w ostatnich latach – to ostatnie tyczy się zresztą również Europy Zachodniej. Przed rokiem sieć punktów zwiększyła się na terenie UE o około 30 proc. względem 2019 r., a dane z poprzednich lat wskazują na podobne tendencje. A przecież według wyliczeń Komisji Europejskiej (i to sprzed prezentacji projektu „Fit for 55”) do swobodnego korzystania z dobrodziejstw Zielonego Ładu, będziemy potrzebowali ponad 6 mln ładowarek do 2030 r., czyli… 26 razy więcej, niż mamy obecnie.

Zasypać wyrwę…

…będzie ciężko, spełnić unijne wymagania – jeszcze trudniej. Ambicje Unii mogą bowiem okazać się za wysokie nawet dla takich gospodarek jak Hiszpania czy Włochy. Ale dopóki Polska idzie w jednym szeregu z pozostałymi krajami tej części kontynentu, wielkich powodów do zmartwień chyba nie mamy? Pozostaje robić swoje, rozbudować infrastrukturę ładowania i liczyć na to, że producenci samochodowi znajdą sposób, aby obniżyć koszty „elektryków” – bo bez tego zielona rewolucja rozbije się o portfele mieszkańców dużej części Europy.

Skontaktuj się z autorem
Artur Białek
dziennikarz miesięcznika "Dealer"
REKLAMA
Zobacz również
Aktualności
Już nie Milano. Nowa nazwa Alfy Romeo, która powstanie w Polsce
Redakcja
15/4/2024
Aktualności
Emisja CO2: producenci dali radę
Redakcja
12/4/2024
Aktualności
Lithia Motors numerem jeden w USA
Redakcja
10/4/2024
Miesięcznik Dealer
Jedyne na rynku pismo poświęcone w 100 proc. tematyce zarządzania autoryzowaną stacją dealerską. Od ponad 12 lat inspirujemy właścicieli, menedżerów i szefów poszczególnych działów dealerstw samochodów.