Spośród 27 państw członkowskich UE aż 15 zanotowało w 2024 r. mniejszą liczbę rejestracji pojazdów elektrycznych. Gorzej radziły sobie również znajdujące się poza unijnymi strukturami Islandia i Szwajcaria. W efekcie w ubiegłym roku na europejskie drogi (UE, EFTA, UK) wyjechało w sumie 1,99 mln „elektryków”, o 1,3 proc. mniej niż w 2023 r. Gdybyśmy ograniczyli się wyłącznie do Unii, spadek byłby bardziej okazały, sięgając 5,9 proc. (1,45 mln pojazdów, 13,6 proc. udziału).
W przeszłości poszczególne kraje mogliśmy, pod kątem tempa rozwoju elektromobilności, przyporządkować do dwóch, trzech, a nawet czterech koszyków. Dziś nawet taki podział nie do końca by się sprawdził, bo każde państwo idzie swoją drogą, w dużej mierze wymykając się prognozom ekspertów. To z kolei sprawia, że próby oszacowania wielkości rynku BEV-ów w perspektywie kolejnych lat przez Brukselę coraz bardziej przypominają wróżenie z fusów.
I tak, niedoścignionym pionierem elektryfikacji pozostaje Norwegia, gdzie udział aut elektrycznych w 2024 r. wyniósł 88,9 proc. Imponujący progres wykonała pod tym względem także Dania – w ubiegłym roku „elektryki” przekroczyły barierę 50 proc. rynku (+42,2 proc.). Pułap 30 proc. sforsowały ponadto kolejne trzy państwa – Szwecja (35 proc.), Holandia (34,7 proc.) oraz Malta (37,7 proc.). I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o pierwszą ligę.
Co ciekawe, duży udział BEV-ów wśród wymienionych podmiotów nie do końca przełożył się na sukces chińskich marek. Z wyjątkiem Norwegii, gdzie na pozycjach 10-15 ubiegły rok podsumowały brandy MG, BYD, Polestar oraz Xpeng, Chińczycy walczyli na ogół o miejsca w trzeciej dziesiątce rankingu.
Na tle najlepszych największe gospodarki kontynentu radziły sobie mocno przeciętnie. W tym gronie numerem jeden (i to zarówno patrząc na udziały, jak i wolumen) okazała się Wielka Brytania z wynikiem 382 tys. sprzedanych aut elektrycznych (19,6 proc. udziału; +21,4 proc. r/r). Na ostatniej prostej UK wyprzedziło Niemcy za sprawą mobilizacji zorientowanej na uniknięcie wysokich kar wynikających z parytetu pojazdów zeroemisyjnych.
We Francji BEV-y odpowiadały za 16,9 proc. nowych samochodów (-2,6 proc.), zaś w Niemczech – jedynie za 13,5 (-27,4 proc.). Odwrót za naszą zachodnią granicą był wynikiem zawieszenia programu dopłat, ale jego konsekwencje branża odczuwa do dziś – Grupa Volkswagen oceniła, że dostosowanie się do nowych wymogów UE będzie kosztować producenta nawet 1,5 mld euro w 2025 r., za co w dużej mierze odpowiadają właśnie problemy na rynku niemieckim.
Nawet do takich rezultatów daleko jednak Włochom i Hiszpanom. Największe gospodarki południowej części kontynentu podsumowały rok wynikami, które zwolennikom elektromobilności trudno brać za dobrą monetę. W Hiszpanii udział „elektryków” wyniósł zaledwie 5,6 proc. (+11,2 proc.), zaś we Włoszech – tylko 4,2 proc. (-1 proc.). Na tym tle lepiej wypadało wiele państw Europy Środkowej i Wschodniej, m.in. kraje bałtyckie, Węgry, Rumunia, Słowenia, porównywalnie prezentowali się także Czesi (4,7 proc.).
Przy tak dużym rozbiciu próba wyrugowania pojazdów spalinowych w 2035 r. wydaje się skazana na niepowodzenie. I choć pojawiają się głosy dotyczące np. wprowadzenia jednolitych zachęt na poziomie całej Unii (w tym tonie wypowiadał się niedawno niemiecki kanclerz Olaf Scholz), dziś, gdy każdy kraj podąża własnym tempem, trudno zakładać, że tego rodzaju inicjatywa zdołałaby zasypać powiększający się z roku na rok dystans pomiędzy uciekinierami a resztą stawki.
redakcja@miesiecznikdealer.pl
