Powyższa prognoza wskazuje na duże przyspieszenie w kwestii elektryfikacji. Wzrost sprzedaży w 2023 r. o 35 proc. (do 14 mln szt.) zapewniłby „elektrykom” 18-proc. udział w rynku, podczas gdy jeszcze w 2020 r. był on na poziomie około 4 proc. (przed rokiem wyniósł zaś 14 proc.).
„Trendy, których jesteśmy świadkami, mają znaczący wpływ na światowy popyt na ropę. Silnik spalinowy nie ma sobie równych od ponad wieku, ale pojazdy elektryczne zmieniają status quo. Do 2030 r. zmniejszą zapotrzebowanie na co najmniej 5 mln baryłek ropy dziennie. Samochody to dopiero pierwsza fala, wkrótce pojawią się elektryczne autobusy i ciężarówki” – twierdzi Fatih Birol, dyrektor wykonawczy IEA.
Analizy dotyczące progresu w zakresie elektryfikacji nie są już tak imponujące, gdy weźmiemy pod uwagę, że ponad połowa „elektryków” jeździ w Chinach (mających 60 proc. rynku). Przyglądając się zaś rodzimemu podwórku, Polska nie wypada najlepiej na tle całej Europy (I kw. br. zaowocował 3,3-proc. rynkowym udziałem modeli elektrycznych w Polsce; to trzeci najgorszy wynik spośród europejskich państw). Na Starym Kontynencie prym wiedzie Norwegia, gdzie w marcu br. niemal 87 proc. z 19 366 sprzedanych aut miało napęd elektryczny.
Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych (PSPA) zakłada jednakże ponad dziesięciokrotny wzrost rejestracji pojazdów elektrycznych w Polsce do końca 2030 r. Dla ostatecznego wyniku kluczowa będzie m.in. rozbudowa krajowej infrastruktury ładowania (choć państwa UE postanowiły, że do 2026 r. ładowarki będą zlokalizowane co 60 km na kluczowych drogach, z kolei do 2031 r. co 200 m kierowcy napotkają stację tankowania wodoru).