Od kilku tygodni chyba nikt nie miał wątpliwości co do wyników śledztwa prowadzonego przez Komisję Europejską. Z wynikami dochodzenia pogodzeni wydawali się zresztą sami Chińczycy, którzy oficjalnie krytykowali podejście UE, ale już w rozmowach kuluarowych podkreślali, że „mają z czego schodzić”, a ich strategia od początku zakładała taki rozwój wydarzeń.
Zapowiedź wprowadzenia ceł nie jest zatem żadnym zaskoczeniem; niespodziankę może natomiast stanowić ich wielkość uzależniona po części od konkretnego producenta, a po części – od stopnia współpracy z Komisją. W efekcie sytuacja niektórych firm stała się obecnie znacznie trudniejsza.
Ale po kolei: przede wszystkim trzeba podkreślić, że proponowane cła będą dotyczyły wyłącznie pojazdów w pełni elektrycznych (BEV) importowanych z Chin. Oznacza to, że dodatkowym barierom nie będą podlegały ani auta chińskich producentów budowane w Europie (do czego dąży część firm, choćby Chery czy BYD), ani samochody spalinowe (niezależnie od miejsca produkcji). Z drugiej strony, ponadnormatywne cła dotkną firmy wywodzące się spoza Chin, które w Państwie Środka posiadają własne zaplecze produkcyjne – jako przykład może tu posłużyć Tesla ze swoją gigafabryką w Szanghaju.
Przejdźmy do liczb – podczas dochodzenia KE skupiła się na trzech producentach: BYD, Geely oraz SAIC, z których każdy został obciążony indywidualną taryfą. Powody do zadowolenia (jeśli dodatkowe cła mogą kogokolwiek cieszyć) ma BYD. W przypadku globalnego lidera sprzedaży „elektryków” stawki celne wzrosną o 17,4 pkt. proc., do łącznie 27,4 proc. (co warto podkreślić, bo nowe cła nie zastępują starych, lecz się na nie nakładają). Na podobną karę może liczyć także Geely z 20-proc. „malusem”.
Nowe taryfy celne okażą się znaczniej bardziej dotkliwe dla koncernu SAIC, znanego w Europie głównie z marki MG – wzrost stawki o 38,1 pkt. proc. oznacza, że auta elektryczne sprowadzane z Chin będą kosztować producenta de facto o połowę więcej, wyłącznie z uwagi na kwestie prawne. Tak wysoka kara jest najprawdopodobniej wynikiem niedostarczenia przez SAIC niezbędnych informacji finansowych, bo identyczne cła otrzymają wszystkie pozostałe firmy, które nie współpracowały z KE w trakcie dochodzenia.
Pozostali – mowa tu o producentach, którzy nie zostali „wylosowani” do indywidualnego śledztwa, ale zapewnili unijnym organom wymagane dane, będą obciążeni dodatkowym cłem na poziomie 21 proc. (czyli w sumie 31). KE w komunikacie prasowym nie poinformowała, które firmy zdecydowały się na współpracę, które zaś odmówiły, ale wskazała, że indywidualnym stawkom (na prośbę producenta) może podlegać Tesla.
Teoretycznie nowe bariery wejdą w życie 4 lipca 2024 r., ale warto podkreślić, że nie będą one miały charakteru definitywnego – od tej pory państwa członkowskie UE będą musiały jednak zagwarantować możliwość pobrania dodatkowego cła w przypadku, gdyby inicjatywa KE została w przyszłości przegłosowana. Z informacji opublikowanych przez Komisję wynika, że powinno do tego dojść najpóźniej 4 listopada bieżącego roku, czyli cztery miesiące po wprowadzeniu stawek tymczasowych. Do tego momentu, teoretycznie nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte, choć trudno spodziewać się nagłego zwrotu w tej sprawie.