Prasa motoryzacyjna z coraz większym niepokojem przygląda się efektom decyzji Chin w sprawie wstrzymania handlu niezbędnymi przy produkcji aut metalami ziem rzadkich. Choć wytyczne Pekinu w tym zakresie weszły w życie już w kwietniu w kontrze do ceł nałożonych przez Donalda Trumpa, skala zagrożenia, z jakim mierzy się światowa gospodarka, stała się jasna dopiero po czasie. Dlaczego?
Z dwóch powodów. Od strony administracyjnej wynika to z podejścia samych Chin – uzyskanie licencji eksportowej pozwalającej firmom na sprowadzanie niezbędnych materiałów stało się elementem czasochłonnej procedury administracyjnej. Z informacji CLEPA, europejskiego stowarzyszenia dostawców części, wynika, że spośród setek wniosków, które trafiły od kwietnia do urzędników chińskiego Biura Bezpieczeństwa Przemysłowego oraz Kontroli Importu i Eksportu, tylko około jedna czwarta została już rozpatrzona pozytywnie. Część wniosków miała zostać odrzucona z uwagi na kwestie proceduralne, inne nadal czekają na swoją kolej.
Choć 30 maja rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Lin Jian powiedział, że nowe reguły nie mają charakteru „dyskryminacyjnego i nie są wycelowane w żadne konkretne państwo”, w kuluarach panuje przekonanie, że jest to efekt sporu na linii USA-Chiny. Co ważne, jak podaje serwis Automotive News, powołując się na słowa Zhu Junweia, przedstawiciela chińskiego think-tanku Grandview Institution, ograniczenie eksportu metali ziem rzadkich nie jest dla Pekinu mieczem obosiecznym, przynajmniej w krótkim terminie, bo wartość pieniężna eksportowanych towarów jest stosunkowo niska.
Tym samym Chiny mogą grać na zwłokę, wykorzystując uprzywilejowaną sytuację w relacjach z innymi państwami. W sektorze metali ziem rzadkich Państwo Środka pozostaje bowiem de facto monopolistą, odpowiadając za 65 proc. światowego wydobycia, ale aż 88 proc. rafinacji – a przynajmniej tak wynika z analizy przeprowadzonej przez firmę Morgan Stanley.
Zdaniem Andresa Krolla, dyrektora zarządzającego Noble Element, przedsiębiorstwa zajmującego się importem metali ziem rzadkich, przedstawione proporcje i tak są zaniżone, a w ciągu następnych trzech lat globalni dostawcy nie mogą liczyć na żadną alternatywę poza dojściem do porozumienia z Chinami.
Do tego najpewniej prędzej czy później dojdzie (i to pewnie stanowi największą różnicę między kryzysem związanym z niedoborami części sprzed czterech lat, gdzie problem znajdował się poza jakąkolwiek kontrolą). Poluzowanie reguł w tym zakresie może być elementem negocjacji na linii UE-Chiny w temacie barier na import pojazdów elektrycznych zza Wielkiego Muru. Anonimowe źródła donoszą, że pozwolenie na eksport kluczowych metali otrzymali również niektórzy dostawcy związani z Fordem, Stellantisem i GM. Wydaje się więc, że celem Pekinu nie jest wywołanie długotrwałego kryzysu, a raczej chęć podkreślenia swojej pozycji w światowym handlu, zwłaszcza na tle USA – nie bacząc na konsekwencje.



