Moderatorem debaty był dziennikarz Patrycjusz Wyżga (dziennikarz Wirtualnej Polski oraz autor popularnego na YouTubie programu „Didaskalia”), który rozmawiał z trzema ekonomistami: Urszulą Kryńską, kierowniczką Biura Analiz Makroekonomicznych PKO Banku Polskiego, Ernestem Pytlarczykiem, głównym ekonomistą Banku Pekao, oraz Ignacym Morawskim, dyrektorem centrum analiz SpotData w Bonnier Business Polska (wydawcy „Pulsu Biznesu”). Głównym celem debaty było nakreślenie tego, co będzie działo się w polskiej gospodarce w bieżącym roku, z naciskiem na czynniki, które wpływają na branżę automotive.
PORA NA WYDAWANIE
Ignacy Morawski przypomniał, że rynek motoryzacyjny od lat wykazuje silną korelację z konsumpcją i nastrojami konsumenckimi – i to mimo tego, że większość samochodów kupują firmy. Innymi słowy, to, czy – i w jakim tempie – obywatele chcą zwiększać swoje wydatki, jest ważnym czynnikiem wpływającym na sprzedaż aut. Według Morawskiego negatywnie na dynamikę wzrostów wolumenów w branży mogą natomiast wpływać wskaźniki makroekonomiczne, które wskutek kryzysu inflacyjnego zaczęły się „rozjeżdżać” . – Przychody firm mogą zatem nadal rosnąć, ale wolumeny sprzedaży będą szły w górę już znacznie wolniej – precyzował. Natomiast patrząc na wzrost krajowego popytu i całkiem niezłe nastroje konsumenckie, nie wydaje się, by w tym roku branżę czekały negatywne scenariusze.
VW Golf premierę z 2022 r. rozpoczął we Włoszech na poziomie 27 t ys. euro. Francuzi za ten sam model musieli zapłacić 5 t ys. euro więcej, zaś Niemcy – „dołożyć” kolejne 2 tys..
Urszula Kryńska z PKO Banku Polskiego przyznała, że konsumpcja rzeczywiście wzrasta, ale – jak podkreślała – niejednoznacznie. W 2024 r., przy realnym wzroście przeciętnego wynagrodzenia o 9,5 proc. (dane GUS-u), poziom konsumpcji zwiększył się bowiem tylko o 3,1 proc., co wywołało w mediach narrację o „śmierci konsumenta”. – Zakładamy, że w tym roku wskaźnik ten urośnie realnie o 3,5 proc., i ten wzrost będzie tak naprawdę zbliżony do tego, co widzimy w płacach – przekonywała ekspertka. Powyższe może sugerować, że po okresie nadmiernego oszczędzenia, konsumenci zaczną ponownie więcej wydawać. Ekonomistka zwróciła też uwagę na zmiany w strukturze wydatków, gdzie udział sprzedaży detalicznej systematycznie spada, rosną natomiast wydatki na usługi i tzw. doznania. Ciekawym wyjątkiem są tutaj… samochody, co może wynikać zarówno z psychologicznej potrzeby nagradzania się, jak i nadrobienia „niedoborów” zakupowych z wcześniejszych lat. – Wydaje się, że samochód stał się dziś dla wielu Polaków bardziej doznaniem niż dobrem trwałym – przekonywała Kryńska.
GOSPODARCZY ROLLERCOASTER
A co z samym PKB, na który poza wspomnianą konsumpcją składają się m.in. inwestycje i eksport? Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao, prognozuje, że PKB Polski zwiększy się w 2025 r. o 4 proc., co byłoby wyraźnym przyspieszeniem wobec 2,9-proc. wzrostu w roku poprzednim. Jego zdaniem najbliższe 2–3 lata będą okresem silnego bumu inwestycyjnego, napędzanego przede wszystkim transformacją energetyczną i dużymi projektami infrastrukturalnymi. – Te inwestycje rozleją się na inne sektory i pobudzą również inwestycje prywatne – ocenił Pytlarczyk. Efektem ubocznym tego zjawiska może być wzmocnienie rynku pracy, co sprzyjałoby wzrostowi zakupów flotowych czy leasingom.

Analityk opowiadał także o mniej oczywistej, osadzonej raczej w socjologii, kwestii, która według niego wpłynie na konsumpcję: chodzi o odchodzenie od trendu, polegającego na wyzbywaniu się różnych rzeczy (tzw. minimalizm) oraz wybieraniu najmu, zamiast kupna. – Pojawi się większa chęć posiadania mieszkań, samochodów, dóbr trwałych – przez co w naszej branży ucierpią m.in. wypożyczalnie aut na minuty. Przez ostatnie lata wmawiano nam, że nie warto mieć – że lepiej wypożyczać na minuty albo rezygnować z własności. To była iluzja, samooszukiwanie się. Dziś wahadło wychyla się w drugą stronę – mówił Pytlarczyk.
Ignacy Morawski, bardziej sceptyczny wobec sytuacji ekonomicznej w kraju, wskazał natomiast, że miniony rok, choć gospodarczo niezły, sytuował się poniżej trendu. – Czy 2025 r. będzie taki jak rok 2024, czy może znacznie lepszy? Wydaje mi się, że droga do tego, by było dużo lepiej, nie jest wcale łatwa. Owszem, pojawią się duże inwestycje, które będą głównym czynnikiem przyspieszenia. Jest jednak jeszcze jedna rzecz, która – przynajmniej przez ostatnie 10-20 lat – napędzała polską gospodarkę. Chodzi o eksport, który stoi obecnie w miejscu – omawiał Ignacy Morawski. A to z kolei wpłynie także na branżę automotive, bo choć rodzimi dealerzy sprzedają auta przede wszystkim w Polsce, to tempo rozwoju eksportu przekłada się w bardzo dużej mierze na dynamikę krajowej gospodarki. – Przez ostatnie 15 lat większość przyrostu PKB miała swoje źródło właśnie w eksporcie. Dziś sprzedaż za granicę nie chce rosnąć – zwracał uwagę ekspert.
Według Morawskiego ostatnie lata były pod kątem gospodarczym „totalnym rollercoasterem”. – W 2021 i 2022 inflacja idzie w górę, ceny rosną szybciej niż płace, a rentowność przedsiębiorstw wzrasta bardzo szybko. Później następuje jednak odwrócenie, które, patrząc ogółem na gospodarkę, przynosi poziomy rentowności poniżej średnich historycznych – opisywał. Ten trend widać dobrze także w branży dealerskiej – wśród setki największych grup dealerskich rentowność operacyjna obniżyła się z 2,7 proc. w 2021 r., przez 2,61 i 2,53 proc. w kolejnych latach, do 1,85 proc., czyli wartości zbliżonej do norm sprzed pandemii, w roku 2024.
Ignacy Morawski podkreślił przy tym, że nie spodziewa się szybkiej poprawy w nadchodzących miesiącach. – Strona kosztowa pozostaje pod naciskiem: płace wciąż rosną, ceny energii w Polsce są wyższe niż na Zachodzie, a stopy procentowe utrzymują się na relatywnie wysokim poziomie. Tymczasem po stronie popytu presja jest ograniczona – ocenił.
NIEMIECKI GAME CHANGER
Na nowy czynnik w Europie, czyli planowane w Niemczech wydatki na obronę i infrastrukturę w kwocie 500 mld euro, zwrócił uwagę Ernest Pytlarczyk. W ocenie ekonomisty produkcja zbrojeniowa będzie niesamowitym „boostem” dla przemysłu, i Polska, która jest dużym hubem przemysłowym, też na tym skorzysta. – Może nie stanowi to wprost następstwa dla dealerów, ale oznacza, że w kraju znowu pojawi się większa dynamika – wskazywał.
Ernest Pytlarczyk, ekonomista Banku Pekao: Gdy pojawia się duży boom inwestycyjny, rynek pracy jest raczej mocny. Sprzyjałoby to choćby zakupom flotowym czy leasingom

Kazus naszego zachodniego sąsiada jest istotny z jeszcze jednego powodu – choć Europa stoi przed koniecznością wydania bardzo dużych pieniędzy na zbrojenia, tylko Niemcy mają odpowiednie zaplecze fiskalne, aby zaciągnąć dług, który pozwoli na naprawdę potężne inwestycje w infrastrukturę i zbrojenia. Zdaniem uczestników debaty planowany ruch Niemiec będzie game changerem, odczuwalnym w polskiej koniunkturze. – Nasi analitycy oszacowali, że wspomniane 500 mld euro niemieckich wydatków może przełożyć się w ciągu dekady na wzrost tamtejszego PKB o ponad 1 pkt proc. rocznie. Efekt dla Polski to około 0,2 pkt. proc. PKB co roku – podkreślała Urszula Kryńska. Gdyby natomiast Niemcy wykorzystali w ramach wydatków inwestycyjnych na obronność całą swoją przestrzeń fiskalną – a według niektórych analiz mogą się zadłużyć nawet na 2 bln euro – wówczas impuls byłby zdecydowanie silniejszy.
Urszula Kryńska, ekonomistka PKO Banku Polskiego: Do obniżek stóp procentowych dojdzie w tym roku trzykrotnie. Na koniec roku stopa referencyjna NBP wyniesie 5 proc.

Ignacy Morawski wspomniał zaś o innym ciekawym aspekcie dotyczącym niemieckich inwestycji, odnosząc się do europejskiego rynku motoryzacyjnego. – W Europie moce przetwórcze są zbyt duże w stosunku do bieżącego popytu, co sprawia, że koncerny muszą obniżać swoje ceny i wypychać produkcję, co z kolei generuje presję deflacyjna w segmencie. Zbrojenia mogą zatem zmniejszyć problem przerostu mocy produkcyjnych – tłumaczył. Niektóre koncerny twierdzą wręcz, że mogą wykorzystać częściowo na rzecz zbrojeń zakłady motoryzacyjne, co przełożyłoby się na redukcję nadwyżek w segmencie.
Ignacy Morawski, wicenaczelny „Pulsu Biznesu”: Czy 2025 r. będzie taki jak rok 2024, czy może znacznie lepszy? Droga do tego, by było dużo lepiej, nie jest wcale łatwa

NIŻSZE STOPY
Kolejnym wątkiem w debacie była kwestia potencjalnych obniżek stóp procentowych. Urszula Kryńska z PKO Banku Polskiego prognozowała, że pierwsze cięcia nastąpią w lipcu 2025 r., a do końca roku stopy zostaną obniżone trzykrotnie – do poziomu 5 proc. Na zakończenie 2026 r. stopa referencyjna miałaby z kolei wynosić już tylko 4 proc. – Choć prezes Glapiński uważa, że to jeszcze nie czas na obniżki, my sądzimy, że on po prostu jeszcze nie wie, że już nadszedł – mówiła z przekąsem.
Ignacy Morawski odniósł się do perspektywy zmian stóp procentowych z większą ostrożnością. – To prawda, że w Polsce stopy są naprawdę wysokie – zarówno historycznie, jak i w porównaniu z innymi krajami czy poziomem inflacji – ocenił. Ale jego zdaniem, choć istnieją ekonomiczne przesłanki za obniżką stóp, to bank centralny nie wykazuje obecnie gotowości do takiego kroku. – W Radzie Polityki Pieniężnej tylko niewielka grupa chce obecnie w ogóle rozmawiać o cięciach. Komunikacja prezesa NBP jest na razie wyraźnie jastrzębia – zauważył. Morawski przyznał, że inflacja stopniowo wygasa, ale pełna normalizacja potrwa jeszcze długo. – Obecnie wchodzimy w nowy etap, gdzie dużą rolę odegrają wydatki zbrojeniowe – mówił, dodając, że mają one zawsze charakter proinflacyjny, a teraz dotyczą całej Europy. – Dlatego, choć jakaś normalizacja stóp w perspektywie 1-1,5 roku może nastąpić, nie widzę realnej przestrzeni do wyraźnych obniżek w najbliższych 6-9 miesiącach – podsumował ekspert.

A jak sytuację widzi Ernest Pytlarczyk? –Wskaźnik inflacji superbazowej wskazuje, że inflacja – zbyt wysoka – jest stabilna i nie spada. To przeszkoda dla Rady Polityki Pieniężnej – uczulał przedstawiciel Banku Pekao, dodając, że obniżki na poziomach 50 czy 100 pkt bazowych są w tym roku możliwe, choć trend spadkowy najpewniej nie utrzyma się długo z uwagi na wspomniane wcześniej kwestie zbrojeniowe. Brak przełomu w tej sprawie nie musi jednak oznaczać dalszych kłopotów. – W Polsce stopy procentowe są wysokie, a mimo to gospodarka się kręci. Przyszły rok prawdopodobnie zakończymy ze stopami procentowymi rzędu 4-4,5 proc. Dla gospodarki, która rośnie o około 4 proc., taki poziom jest w porządku – założył. Dziś wiemy już, że wbrew oczekiwaniom z marca br., kiedy odbywała się opisywana debata, RPP już 7 maja obniżyła stopę referencyjną o 0,5 pkt. proc., do poziomu 5,25 proc.
DALSZE PODWYŻKI PŁAC
Ostatni wątek debaty skupiał się na presji płacowej w Polsce. Urszula Kryńska tłumaczyła, że choć wpływ tego czynnika nad Wisłą jest coraz mniejszy, to wciąż nie można go zupełnie pominąć. – Zakładamy, że po tym, jak w 2024 r. płace wzrosły o około 13 proc., w roku 2025 wzrosną o kolejne 8. Kolejne lata przyniosą zapewne powrót do średniej dynamiki płac w okolicy 6 proc. Następuje więc zasadniczo normalizacja, ale dzieje się to powoli – przybliżyła ekspertka. Warto pamiętać, że chociaż presja na wzrost wynagrodzeń w ostatnim czasie się zmniejszyła, to z polskiego rynku pracy co roku znika ponad 100 tys. osób, które osiągają wiek emerytalny. – Biorąc pod uwagę ten czynnik i rekordowo niskie bezrobocie, może być trudno, by nie spełniać żądań płacowych pracowników – podsumowała.
Według Morawskiego presja płacowa w Polsce wynika obecnie z dwóch nakładających się procesów – jednego krótkoterminowego i drugiego strukturalnego. – Pierwszy to wysoki wzrost wynagrodzeń w ostatnich latach, który był reakcją na wcześniejszą falę inflacyjną. Najpierw ruszyły ceny, dopiero później płace – mówił ekonomista. Wskazał zarazem, że w Polsce ten efekt był dodatkowo wzmocniony przez decyzje regulacyjne: wzrost płacy minimalnej, podwyżki w sferze budżetowej i wyższe transfery socjalne. Morawski zgodził się przy tym, że dynamika płac będzie się stopniowo zmniejszać. – W 2024 roku wzrost wynagrodzeń sięgał kilkunastu procent, w tym spodziewam się 8-9 proc. – prognozował.
VW Golf premierę z 2022 r. rozpoczął we Włoszech na poziomie 27 t ys. euro. Francuzi za ten sam model musieli zapłacić 5 t ys. euro więcej, zaś Niemcy – „dołożyć” kolejne 2 tys..
Drugi, znacznie ważniejszy w dłuższej perspektywie czynnik, to demografia. – Polska demograficznie się kurczy, a luka pracownicza była przez lata dobrze wypełniana przez imigrację. Teraz to się zmienia, skala migracji będzie coraz mniejsza ze względu na ograniczoną akceptację społeczną i polityczną – ocenił. Coraz trudniej będzie więc uzupełniać braki kadrowe, co przełoży się na konieczność utrzymywania atrakcyjnych płac, m.in. po to, by osoby w wieku emerytalnym zostały na rynku pracy. – W efekcie średnie tempo wzrostu wynagrodzeń w Polsce będzie w najbliższej dekadzie wyższe niż w minionej – podsumował Morawski.
ZNACZENIE TECHNOLOGII
Ernest Pytlarczyk zwrócił z kolei uwagę, że nawet zawody dziś uznawane za trudne do zautomatyzowania – jak mechanicy – mogą w przyszłości podlegać zasadniczym technologicznym zmianom. – Jeszcze niedawno nie wyobrażaliśmy sobie, że programiści-juniorzy zostaną zastąpieni przez AI, a dziś dużą część ich pracy wykonują narzędzia takie jak Copilot – zauważył. Tymczasem podobna rewolucja może dotknąć także branżę serwisową, zwłaszcza w obliczu rosnącej presji płacowej i kurczącego się rynku pracy. – Humanoidalne roboty, nad którymi pracuje na przykład Tesla, mogą być tutaj trafioną odpowiedzią – dodał.
Jeszcze niedawno o podobnych projektach rozmawialibyśmy raczej w kategoriach science fiction. Dziś widać już, że robotyzacja pracy najpewniej nie ominie ASO, a jej tempo może zaskoczyć niejednego dealera (o robotach – na razie skromnych – które pojawiły się w polskim dealerstwie z Wrocławia, pisaliśmy w styczniowo-lutowym numerze z 2024 r., na str. 54-56).

gospodarki