Ogłoszony przed kilkoma miesiącami amerykański plan walki z inflacją wywołał liczne dyskusje nie tylko na krajowym podwórku, ale także na licznych rynkach całego świata, m.in. w UE, Chinach, Korei Płd. czy Argentynie. Wszystko za sprawą ustępu poświęconego autom elektrycznym, który przewiduje, że z dopłat do pojazdów niskoemisyjnych będzie można skorzystać wyłącznie w przypadku samochodów wyprodukowanych na terenie USA – i tylko takich, które nie korzystają z krytycznych komponentów do baterii pochodzących z państw znajdujących się na amerykańskiej „czarnej liście” (trafiły na nią chociażby Chiny i Rosja).
Propozycja wywołała lawinę komentarzy, a USA oskarżono o praktyki niezgodne z zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO). Prezydent Francji Emmanuel Macron w porozumieniu z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem poinformowali, że w odpowiedzi na działania Stanów Unia będzie szukała własnych metod ochrony rodzimego rynku.
Niewykluczone, że tę bombę uda się jednak „rozbroić”. Departament Skarbu USA poinformował bowiem o nowej interpretacji przepisów, która umożliwiłaby uzyskanie dopłat na auta pochodzące z Europy. Zmiana stanowiska miałaby dotyczyć jednak wyłącznie pojazdów sprzedawanych klientom firmowym. W przypadku sprzedaży do osób prywatnych dotychczasowe założenia dokumentu pozostałyby bez zmian. Amerykański resort dał sobie jednak czas do marca, opóźniając ostateczne wdrożenie przepisów.
Zmiany z zadowoleniem przyjęli przedstawiciele unijnych instytucji, zastrzegając jednak, że to dopiero pierwszy krok, a w kolejnych miesiącach UE będzie dążyła do uzyskania podobnych gwarancji także w przypadku sprzedaży do klientów indywidualnych. Efekt tych rozmów trudno przewidzieć, ale jeśli strony nie dojdą do porozumienia, możemy spodziewać się, że we Francji i w Niemczech ponownie podniosą się głosy o potrzebie ochrony europejskich granic przed nieuczciwą konkurencją.
redakcja@miesiecznikdealer.pl
