Jeśli Volkswagen postawi na swoim, doprowadzi do rzeczy niebywałej. Zagraniczne media przypominają, że w 87-letniej historii firmy producent jeszcze nigdy nie zamknął jednego ze swoich zakładów na terenie Niemiec (dodajmy, że chodzi o permanentne wygaszenie, nie zaś tymczasowe przestoje wynikające choćby z niedoborów części, z czym wielu producentów mierzyło się w latach 2021-2022).
Poza macierzystym rynkiem VW również wykazywał się w tym temacie wstrzemięźliwością, bo ostatni raz decyzję o likwidacji fabryki podjął w 1988 r., zamykając zakłady w Pensylwanii.
Przeprowadzenie takiego ruchu na pewno nie będzie jednak łatwe, bo już pierwsze pogłoski wzbudziły ogromne niezadowolenie wśród pracowników. Związek zawodowy IG Metall zapowiedział, że nie pozostawi sprawy bez odpowiedzi, przygotowując zarazem listę zagrożonych placówek. Chodzi o fabryki w Hesji oraz Dolnej Saksonii, z których dwie – jedna zajmująca się produkcją komponentów, druga – aut – miałyby trafić „pod topór”.
Dlaczego Volkswagen miałby jednak podejmować tak radykalne decyzje? Głównym powodem jest ponoć niedostateczny wolumen oraz marża. Jak podaje Bloomberg, opierając się na firmowych raportach w pierwszym półroczu 2024 r., marża operacyjna sztandarowej marki producenta spadła w tym okresie do nieco ponad 2 proc., trzykrotnie mniej względem wartości zaplanowanych na rok 2026. Niemiecki dziennik Handelsblatt donosi z kolei, że firma jest w tyle z harmonogramem planu cięcia kosztów, który miał zapewnić oszczędności na poziomie 10 mld euro.
Warto zwrócić uwagę, że całkiem niedawno w prasie pojawiły się także informacje o niepewnym losie zakładów Audi w Brukseli. Z oświadczeń producenta wynika, że decydenci szukają rozwiązań, które zwiększyłyby rentowność fabryki, ale jeśli te wysiłki nie przyniosą odpowiednich skutków, to nie będzie można wykluczyć także wygaszenia działalności. Sytuacja obiektu w Brukseli jest jednak nieco inna, bo mowa tu o placówce produkującej obecnie wyłącznie jeden elektryczny model – Audi Q8 E-tron.