Wraz z podsumowaniem przez Nissana roku podatkowego, końca dobiegł również czteroletni plan biznesowy Nissan Next. Strategia zaproponowana w maju 2020 r. nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, zarówno pod kątem finansowym, jak i wolumenowym, co odbiło się na globalnej pozycji firmy. Nowy plan japońskiego producenta funkcjonujący pod nazwą The Arc („Łuk”) ma jednak stanowić odrodzenie popularnej marki i odwrócić pecha, który towarzyszył firmie od momentu skandalu związanego z byłym już szefem Nissana i Renault Carlosem Ghosnem. Jednym z celów koncernu z Jokohamy jest zwiększenie wolumenu o milion aut do końca 2027 r., ale błędem byłoby sprowadzanie nowej strategii producenta jedynie do „suchych” liczb – założenia The Arc obejmują bowiem wiele aspektów biznesu automotive z silnym naciskiem na rozwój elektromobilności. O powrót do wyników sprzed niemal dekady nie będzie jednak łatwo.
SPORO DO NADROBIENIA
Za złoty okres polskiego rynku samochodowego, przynajmniej pod względem wolumenowym, uważa się moment bezpośrednio przed wybuchem pandemii, kiedy liczba rejestracji osiągała wartości niespotykane w XXI wieku. W przypadku Nissana sprawy mają się nieco inaczej, bo sprzedażowy „pik” w najnowszej historii marki, producent uzyskał dwa lata wcześniej, w 2017 r., dostarczając 5,77 mln pojazdów. W roku 2019 sprzedaż spadła do 4,93 mln, w 2020 r. do 4,05 mln, zaś w 2022 – do zaledwie 3,30 mln. Problemy Nissana nie ominęły Unii Europejskiej, gdzie liczba rejestracji także siadła – z 552 tys. szt. w 2017 do około 232 tys. (z wliczeniem Wielkiej Brytanii) przed dwoma laty. Nie ominęły wreszcie Polski, w której do wolumenu z najlepszych lat, sięgającego 15 tys. nowych pojazdów rocznie, marka ostatnimi czasy w żaden sposób nie była w stanie nawiązać, kończąc 2022 r. z 6 tys. sprzedanych osobówek. W sumie w okresie 2017-2022 dynamika spadków na poziomie globalnym, europejskim i krajowym wyniosła kolejno 42,8 proc., 58 proc. i 60 proc. Jakby tego było mało, w maju 2020 r. firma poinformowała o zanotowaniu pierwszej od 11 lat straty netto.
W odpowiedzi na trudną sytuację finansową prezes Nissana Makoto Uchida nakreślił czteroletni plan, który zakładał powrót rentowności, a do tego wzrost wolumenu przy jednoczesnym… ograniczeniu dotychczasowej działalności. Producent podjął m.in. decyzje o zamknięciu fabryk w Hiszpanii i Indonezji oraz wycofaniu się z rynku południowo-koreańskiego. Nissan Next, którego wyniki poznaliśmy 31 marca 2024 r., okazał się jednak jedynie połowicznym sukcesem, co podkreślił sam Uchida, przyznając, że nie mógłby wystawić sobie najwyższej oceny. Firma wróciła na ścieżkę rentowności, choć ostateczny wynik – 4,5 proc. na koniec ubiegłego roku finansowego, okazał się nieco niższy od zakładanych pierwotnie 5 proc. Zawiodła natomiast sprzedaż, na co niewątpliwie wpłynęły problemy podażowe, z którymi branża mierzyła się w latach 2020-2022. Pierwsze, dosyć skromne, wzrosty marka zanotowała dopiero w ubiegłym roku, dostarczając w sumie 3,44 mln pojazdów, niemal o 2 mln mniej, niż wynikałoby to z wytycznych. Okoliczności, w których Nissan przystąpił do realizacji swojej najnowszej strategii, nie są zatem łatwe, choć najgorsze firma ma już raczej za sobą.
PLANY DLA ŚWIATA, PLANY DLA EUROPY
The Arc jest rozwiązaniem dwuetapowym, które po części pokrywa się z innym długoterminowym projektem Nissana – planem Ambition przedstawionym w 2021 r. Pierwsza faza „Łuku” zakończy się w roku 2027, druga potrwa do 2031. Skupmy się jednak na tym, co czeka nas w perspektywie najbliższych trzech lat, poczynając od nowego celu wolumenowego zakładającego dodatkowy milion sprzedanych aut przy marży zysku operacyjnego ustalonej na 6 proc. Spośród tej sumy około 330 tys. szt. ma trafić na rynki obu Ameryk, 200 tys. do Chin, 90 tys. wzmocni macierzyste podwórko, zaś kolejne 300 tys. przypadnie regionowi AMIEO, w skład którego, oprócz Europy, wchodzą także Afryka, Bliski Wschód, Indie oraz Oceania (za nieco ponad połowę tej liczby – 170 tys. szt. – miałby odpowiadać Stary Kontynent).
Wyniki sprzedażowe Nissana w Polsce w 2024 r. przypominają rollercoaster, tym bardziej że podobnych wahań nie obserwujemy na innych rynkach UE, gdzie marka notuje stabilne 10-20 proc. wzrosty”.
Tradycyjnym elementem wszelkiej maści planów biznesowych w branży automotive jest również rozbudowa oferty sprzedażowej – w tym wypadku mówimy o 30 nowych modelach (z których 16 byłoby zelektryfikowanych, co w rozumieniu marki oznacza pojazdy w pełni elektryczne, klasyczne hybrydy oraz pojazdy z charakterystycznym dla Nissana napędem e-Power). Sześć z nich miałoby do końca roku podatkowego 2026 trafić na rynki europejskie, tworząc miks sprzedażowy, w którym auta w pełni elektryczne będą stanowiły 40 proc. oferty, zaś samochody zelektryfikowane – aż 75 proc.
NOWOŚCI W SALONIE
O jakich konkretach mówimy na ten moment? – Zupełną nowością będzie wprowadzenie auta dostawczego Interstar. Poprzednie wersje tego modelu były dostępne na innych europejskich rynkach, teraz do tego grona dołączy także Polska. Premiera pojazdu odbędzie się jeszcze tego roku – mówi Dorota Pajączkowska, PR manager w firmie Astara NIP Poland, będącej importerem Nissana na naszym rynku. Trzecia generacja modelu będzie w Europie oferowana po raz pierwszy także w wersji z napędem elektrycznym i uzupełni gamę aut użytkowych, na którą składał się znacznie mniejszy Townstar. W kolejce czekają ponadto elektryczny następca Nissana Micry oraz nowa odsłona Leafa, choć na debiuty przyjdzie nam poczekać co najmniej do przyszłego roku. A tymczasem właśnie do salonów trafił odświeżony Qashqai.
Być może najważniejszą z zapowiedzi Nissana w ramach planu The Arc (pytanie, na ile możliwą do zrealizowania) pozostaje jednak cel redukcji kosztów następnej generacji samochodów elektrycznych o 30 proc. (i czasu ich produkcji o 20 proc.). Jedną z dróg prowadzących do tego celu ma być zapoczątkowany przez Teslę tzw. gigacasting dużych części aluminiowych, który miałby obniżyć koszty części do pojazdów elektrycznych o 10 proc., zaś masę auta – aż o 20. Efektem zaawansowanych metod produkcyjnych ma być parytet kosztów konstrukcji aut spalinowych i elektrycznych, który Nissan chce osiągnąć do końca dekady.
Zmiany dotkną wreszcie segmentu akumulatorów, bo firma pracuje nad ulepszeniem baterii litowo-jonowych NCM, co pozwoli skrócić czas szybkiego ładowania o 50 proc., a przy tym zwiększyć gęstość energii o połowę w porównaniu do modelu Ariya, najbardziej zaawansowanego obecnie elektrycznego auta japońskiego koncernu. Jak czytamy na stronie importera, Nissan „oprócz rozwijania nowych produktów i zwiększania sprzedaży będzie także realizował projekt EV36Zero w zakresie produkcji samochodów elektrycznych i akumulatorów”. Firma uruchomi produkcję „elektryków” w brytyjskich zakładach w Sunderlandzie, co będzie wiązało się z zainwestowaniem środków opiewających na 3 mld funtów.
2024 NA PLUSIE
Zanim przejdziemy do najświeższych wyników marki, wypada wspomnieć także o kilku roszadach kadrowych przeprowadzonych w ostatnim czasie, tak na poziomie europejskim, jak i w polskiej centrali. Pod koniec marca nową szefową ds. marketingu i sprzedaży w Europie została Mayra Gonzalez, która zastąpiła Jordiego Vilę, przeniesionego do afrykańskiej filii producenta po czterech latach na stanowisku. – Jest jeszcze zbyt wcześnie, by ocenić, czy ta zmiana będzie miała wpływ na polski rynek. Natomiast warto podkreślić, że jako niezależny importer mamy nieco większą autonomię w zakresie podejmowanych działań od tradycyjnej markowej centrali. Dlatego będziemy starali się dostosować naszą strategię do potrzeb lokalnych, mając świadomość, że niektóre procesy przebiegają w Polsce w innym tempie niż na rynkach zachodnich – wskazuje Dorota Pajączkowska. Z tego względu na szczeblu lokalnym większe znaczenie dla przyszłości marki może mieć objęcie przez Piotra Laube, dyrektora zarządzającego marki Nissan nad Wisłą, dodatkowo funkcji prezesa Astary w Polsce. Dzięki temu posunięciu firma będzie w stanie skorzystać z efektu synergii między wszystkimi zarządzanymi markami (oprócz Nissana w polskim portfolio Astary znajdują się także Mitsubishi oraz Isuzu).
Choć zmiany personalne nie miały jeszcze szans wpłynąć na bieżącą sytuację brandu w Polsce, nie znaczy to, że nic ciekawego się ostatnimi czasy nie działo. Wręcz przeciwnie, z perspektywy zewnętrznego obserwatora wyniki wolumenowe notowane w kolejnych miesiącach 2024 r. przypominały prawdziwy rollercoaster, tym bardziej że podobnych wahań nie obserwowaliśmy na innych rynkach europejskich, gdzie marka notowała stabilne 10-20 proc. wzrosty. Inaczej niż nad Wisłą, gdzie po pierwszym kwartale Nissan mógł pochwalić się sprzedażowym skokiem przekraczającym 100 proc. w zestawieniu rocznym, osiągając liczby na pograniczu czołowej dziesiątki rynku. W kwietniu doszło jednak do gwałtownego załamania, a dealerzy dostarczyli raptem 442 auta, jedną piątą marcowego wolumenu. Przyczyny takich fluktuacji są jednak, zdaniem importera, prozaiczne. – Bieżący rok jest dla nas czasem odświeżenia dwóch najważniejszych modeli w gamie, czyli Qashqaia i Juke’a. W rezultacie pierwszy kwartał poświęciliśmy na wyprzedaż egzemplarzy sprzed modernizacji. W kwietniu i maju starsze modele już do nas nie trafiały, a nowe wersje dopiero zaczęły zjeżdżać. To stąd wzięły się między innymi takie różnice – tłumaczy Dorota Pajączkowska. Do zmian wewnętrznych doszły ponadto kwestie związane z dostępnością na początku ubiegłego roku oraz konieczność wyprzedania zapasów do końca czerwca, zanim w życie weszła dyrektywa GSR2.
Wszystko wskazuje więc na to, że o tym, w jakiej formie rzeczywiście znajduje się japoński producent, przekonamy się w Polsce w kolejnych kwartałach. Co do tego, że będzie lepiej niż przed rokiem, nie trzeba raczej nikogo przekonywać – 56,2-proc. wzrost po sześciu miesiącach, 5,6 tys. zarejestrowanych szt. i udział w rynku na poziomie 1,81 proc. pozwalają patrzeć na przyszłość marki z optymizmem, zwłaszcza że jest to wynik niedaleki od celu, o którym Piotr Laube wspominał na łamach „Dealera” na początku roku – 2 proc. udziałów na polskim rynku nowych aut. TOP15 na koniec roku? Będzie ciężko, ale nie takie rzeczy obserwowaliśmy już na polskiej scenie motoryzacyjnej.