Ponownie możemy przekonać się, jak potencjalnie drobne wydarzenia mogą wpływać na światową gospodarkę. Tym razem zaczęło się od niedoborów węgla w Chinach. Aby utrzymać zapasy na poziomie spełniającym krajowe zapotrzebowanie, rząd w Pekinie zdecydował de facto, aby tymczasowo ograniczyć eksport niektórych surowców, a jednym z głównych poszkodowanych jest w tej sytuacji Korea. Wszystko dlatego, że za 97,6 proc. krajowego importu mocznika odpowiadają Chiny.
Dlaczego tak odległe problemy miałyby wpłynąć na globalną gospodarkę? Ponieważ mocznik stanowi kluczowy składnik płynu AdBlue, z którego korzystają pojazdy napędzane silnikiem wysokoprężnym. Dane z sierpnia wskazują, że na dieslu opiera się około 40 proc. koreańskiego parku samochodów, a od 2015 r. wykorzystywanie rozwiązań opartych na moczniku celem redukcji emisji stało się powszechnym obowiązkiem.
Sprawa nie wydaje się przy tym łatwa do rozwiązania, bo krajowi dostawcy przyznają, że dywersyfikacja źródeł jest niemożliwa w krótkim czasie ze względu na znaczny stopień uzależnienia od Chin. Przedstawiciele branży podpisali już nowe kontrakty, m.in. z Rosją, ale, jak przyznają, nie rozwiązuje to problemu i będzie wiązało się z opóźnieniami w dostawach.
Kłopoty Korei mogą więc łatwo rozlać się na inne kontynenty, bo ograniczona mobilność grozi wyhamowaniem łańcuchów dostaw, a przypomnijmy – koreański Samsung jest jednym z największych na świecie producentów elektronicznych podzespołów. Ewentualne przestoje tamtejszego rynku mogą więc po raz kolejny wpłynąć na odroczenie oczekiwanej daty powrotu do „normalności”. W końcu obecny kryzys podażowy w dużej mierze składa się właśnie z takich pojedynczych zdarzeń: suszy na Tajwanie, pożaru zakładów Renesas w Japonii czy ataku zimy w Teksasie.