Jacek Pawlak tłumaczy w rozmowie z dziennikiem, że od początku 2025 r. wejdą nowe i bardzo restrykcyjne regulacje CAFE. „To nie są jeszcze nowe normy emisji spalin, więc będzie można sprzedawać samochody przekraczające limit. Ale jego poziom, do którego producent nie musi płacić kary za nadmiarową emisję, został obniżony ze 118 g do 94 gramów CO2 na przejechany kilometr” – omawia prezes Toyota Central Europe. Dodaje, że niewiele aut zmieści się w takim limicie, dlatego większość producentów albo wyposaży swoje samochody w urządzenia obniżające emisję (to zaś podniesie koszt produkcji i podwyższy cenę), albo zapłaci za nie karę (co też będzie oznaczać podwyżkę). „W rezultacie dzisiejsze ceny będą obowiązywać tylko do grudnia. A od 1 stycznia 2025 r. samochody będą droższe” – twierdzi.
Przedstawiciel Toyoty opisuje, że „wysokość podwyżek będzie zależała od możliwości i podejścia producenta”. I precyzuje: „Pamiętajmy, że regulacje CAFE dotyczyć będą średnich emisji z całej sprzedaży. Niektórzy produkują bardzo dużo aut niskoemisyjnych, więc im będzie łatwiej te regulacje spełnić. Innym będzie dużo trudniej. Ale na pewno samochody będą droższe albo niektórych już nie będzie. Producenci mogą celowo ograniczać dostępność tych bardziej emisyjnych wersji, by uzyskać korzystniejszy miks. Małym autom miejskim grozi wyginięcie”. Ekspert zauważa, że „gdy mówimy o dopłatach równoważących kary emisyjne na poziomie 3 tys. euro, 4 tys. czy 5 tys. – z uwzględnieniem akcyzy – to łatwiej taką kwotę dodać do ceny dużego SUV-a niż auta miejskiego”.
Co więcej, koszty produkcji wzrosną z powodu nowych unijnych wymogów dotyczących wyposażenia aut w dodatkowe systemy bezpieczeństwa, z czym będą wiązać się choćby modyfikacje układu hamulcowego, oświetlenia i opon.