Mogłoby się wydawać, że w obliczu inwazji Rosji na Ukrainę i problemów podażowych, które od ponad roku wpływają na branżę samochodową, pandemia koronawirusa jest już tematem zamkniętym. Od przeszło dwóch miesięcy władze krajów na całym świecie informowały o znoszeniu obostrzeń i niskim zagrożeniu spowodowanym wariantem Omikron. Z tego schematu wyłamały się jednak Chiny.
Państwo Środka zmaga się bowiem z najwyższą od lutego 2020 r. liczbą zakażeń. 13 marca w Chinach wystąpiły 2 142 nowe przypadki, choć, dla porównania, tego samego dnia we Francji wskaźnik ten wynosił 59 036. Chiny konsekwentnie prowadzą jednak politykę „zerowej tolerancji” i każde wykryte ognisko zarazy traktują niezwykle poważnie. W rezultacie w niektórych miastach wprowadzono całkowity lockdown, stawiając na pracę zdalną i masowe testowanie, a ponadto wyłączono z ruchu publiczny transport, ograniczając tym samym mobilność społeczeństwa.
Działania prewencyjne uderzyły również w przemysł i handel. Toyota poinformowała o przestojach w Changchun, gdzie producent współpracuje w ramach spółki joint venture z chińską grupą FAW. Kilkudniowe przerwy w pracy zakładów zajmujących się konstrukcją aut oraz wytwarzaniem części zapowiedział Volkswagen, ale kłopoty wykraczają poza branżę motoryzacyjną. W wyniku covidowej „blokady” Shenzen, jednego z największych miast w Chinach, zamknięto tymczasowo fabryki Foxconnu. Tajwański gigant jest jednym z czołowych graczy na rynku elektronicznych podzespołów, dlatego, choć głównymi klientami koncernu są firmy z sektora IT, z łatwością można wyobrazić sobie globalne konsekwencje spowodowane zablokowaniem produkcji i łańcuchów dostaw.