Na branżę motoryzacyjną spadają z Brukseli kolejne ciosy. Zamiast wyczekiwanej w środowisku decyzji o tymczasowym odroczeniu kar za nadmierną emisję CO2 ze względu na skrajnie trudną sytuację na rynku, niedawno przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, zapowiedziała kolejne dokręcenie śruby. Tymczasem wciąż są tacy, dla których proces wdrażania „Zielonego ładu” jest nadal zbyt wolny i apelują o kolejne obostrzenia.
Tego jeszcze nie było. Transport&Environment, organizacja pozarządowa z siedzibą w Brukseli, opublikowała raport, w którym „analizuje” rynek pod kątem aut służbowych (w domyśle – aut rejestrowanych na firmę). Zdaniem organizacji podatnicy UE wydają 32 mld euro rocznie na „subsydiowanie samochodów firmowych, które w 96 proc. korzystają z napędów benzynowych lub diesla”. Jak policzono te 32 mld euro oraz o jakie „subsydiowanie” chodzi – nie sprecyzowano. Ale z dalszej części analizy można się domyślać, iż autorzy T&E uważają, że unijni przedsiębiorcy nie powinni mieć prawa do odliczenia choćby części VAT-u od służbowych aut, ani prawa do odpisów amortyzacyjnych! No, chyba że kupią „elektryka”.
Przypomnijmy, że w Polsce w 2019 r. udział pojazdów służbowych w rejestracji nowych aut wynosił aż 71 proc., co oznacza, że przekroczył unijną średnią o 11 pp. Według przedstawicieli T&E stanowi to poważny problem – problem, który można rozwiązać poprzez… zniesienie możliwości odliczania podatku VAT i odpisów amortyzacyjnych na pojazdy wysokoemisyjne. „Samochody elektryczne są już dziś najlepszym wyborem dla firmowych flot, które osiągają duże przebiegi i dbają o koszty całkowite, a nie tylko koszt zakupu pojazdu. Jednak większość nowych samochodów firmowych nadal ma silniki zanieczyszczające środowisko. Dlaczego podatnicy mieliby de facto dotować zanieczyszczenie środowiska przez samochody służbowe, podczas gdy elektryki są tańsze w eksploatacji?” – oświadczył Saul Lopez, manager ds. Elektromobilności w T&E.
Według raportu T&E przejście na „elektryki” pozwoli firmom zaoszczędzić nawet 4,3 tys. euro rocznie dzięki niższym kosztom eksploatacji. Ze stanowiskiem T&E zgadza się Rafał Bajczuk z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych (FPPE). „Jesteśmy jednym z niewielu krajów UE, który nie różnicuje opodatkowania samochodów według ich wpływu na środowisko. Co roku sprowadzamy niemal milion używanych samochodów osobowych, a nowe samochody mają najwyższe emisje spośród wszystkich krajów członkowskich. FPPE proponuje wprowadzenie do systemu podatkowego zasady bonus-malus oraz stopniowe wycofywanie przywilejów podatkowych dla spalinowych samochodów firmowych” – powiedział Bajczuk.
**
Redakcja
Zazwyczaj staramy się nie komentować informacji i oddzielać je od publicystyki. Tym razem nie potrafimy, bo też chyba nigdy wcześniej nie trafiliśmy na postulat, żeby w ramach promocji aut na prąd odbierać przedsiębiorcom ulgi w Vacie, czyli podatku, który w swej istocie ma być przecież dla firm neutralny. Proponujemy więc pójść dalej: może zakaz działalności gospodarczej dla tych, którzy nie chcą „elektryka”, a w Polsce – gdzie, jak wiadomo, chętnych jest ciągle wyjątkowo niewielu – dodatkowo jakieś prace społeczne (np. przy produkcji baterii)? Są możliwości i metody, trzeba tylko chcieć. Ekspertom T&E życzmy więcej odwagi.