Wspominaliśmy już o porozumieniu między Teslą a FCA. Wspominaliśmy o porozumieniu między Toyotą i Mazdą. O współpracy Volvo z Fordem wspomnieć nie zdążyliśmy, a już pojawiła się informacja o kolejnym „związku”, tym razem Tesli z Hondą. W ten sposób Honda ma szansę uniknąć drakońskich kar, które przy jej niewielkim wolumenie sprzedaży na terenie Unii mogłyby okazać się zabójcze. A Tesla? Tesla już nieraz udowodniła, że nie musi sprzedawać swoich produktów, aby zarabiać (zresztą akurat zarabianie na samochodach idzie jej średnio). Tak jest i tym razem, a źródłem finansowania staje się konkurencja – amerykańska, europejska i japońska (FCA + Honda). Ciekawe, o ile spadnie dzięki temu emisja CO2.
Czy można mieć o to pretensje do producentów samochodowych? Nie, bo to, co robią, jest po pierwsze zgodne z prawem, a po drugie sensowne z perspektywy finansowej, zwłaszcza w kontekście nierównej walki z pandemią. Powyższe działania każą jednak ponownie zadać pytanie, jaki jest sens unijnych restrykcji, jeśli całkiem legalnie można je obejść w sposób, który z ochroną środowiska nie ma nic wspólnego.
Tymczasem pozostaje nam czekać na kolejny „mariaż”. W końcu, zdaje się, że nikt jeszcze nie odpowiedział na apel… Renault, które ogłosiło gotowość do udzielenia pomocy „potrzebującym”. Przypominamy, że potencjalny chętny powinien zgłosić się do centrali francuskiego koncernu najpóźniej do 18 listopada – to jeden z warunków współpracy producenta.
Zdjęcie: Honda News