Niezależnie od poziomu PKB, inflacji czy bezrobocia, rynek sprzyja zawsze dobremu pracodawcy. Problem w tym, że definicja tego rodzaju firmy nie jest wcale oczywista.
W Polsce od kilku lat intensywnie spada bezrobocie (chociaż w sierpniu nastąpiło zatrzymanie tego trendu) i w zasadzie każdej firmie coraz trudniej znaleźć pracowników. Sprzedawcy w sklepach czy kelnerzy w gastronomii to jedynie wierzchołek góry lodowej, aczkolwiek widoczny dla wszystkich ze względu na codzienną z nim styczność.
Dealerzy nie są tu odosobnionym przypadkiem, więc prześcigają się w metodach pozyskiwania kandydatów i utrzymania pracowników, próbując „przekupić” tych pierwszych lepszymi zarobkami, a tych drugich – perspektywą błyskawicznych awansów. Ale to działania złudne i krótkowzroczne. Do większych pieniędzy człowiek szybko się przyzwyczaja, zaś awans nie zawsze jest osiągalny.
W trakcie mojego 18-letniego doświadczenia head huntera widziałem polski rynek w naprawdę różnorodnych sytuacjach gospodarczych. Obserwując wiele firm, z którymi miałem i mam okazję współpracować (nie tylko na rynku dealerskim), poznałem ich polityki pracownicze, a także komunikację do rynku. Postawy pracodawców są mocno zróżnicowane – od przyjęcia pozycji „jestem Bogiem” po usłużne uleganie nawet najmniejszym presjom kandydatów. Finalnie jednak większość z tych strategii natrafia na ścianę.
Niezależnie natomiast od stanu gospodarki, poziomu żądań kandydatów czy pracowników, jedna kwestia pozostawała niezmienna – rynek zawsze sprzyjał dobremu pracodawcy. A kim jest dobry pracodawca?
Dobry pracodawca wie, że klient jest najważniejszy – ale dopiero po pracowniku, bo to on stanowi istotę przedsiębiorstwa.
Niekoniecznie musi być to firma z pierwszych stron gazet ani z czołowych miejsc rankingów pracodawców. Rankingi oczywiście pomagają, przyciągają bowiem bardziej wartościowych i poszukiwanych kandydatów, ale same nie tworzą dobrego pracodawcy. Najistotniejsze, aby pracownicy – obecni, a już zwłaszcza byli – odgrywali role ambasadorów. Takie osoby potrafią zrobić znacznie więcej dobrego niż niejedna opinia w internecie, gdzie mamy obecnie do czynienia głównie z pyskówkami i falami hejtu. Taki ambasador jest świadomy swojego miejsca w organizacji i dzięki jasno postawionym celom wiąże z nią swoją przyszłość. Byli pracownicy również mają tę świadomość i z sentymentem wspominają swoje czasy w danej firmie.
Dlatego dobry pracodawca to firma, która przez wiele lat tworzyła wyrazistą politykę pracowniczą i konsekwentnie ją wdrażała. Stosowała ją, rekrutując nowe kadry, ale również rozliczając wieloletnich pracowników. A do tego – w razie potrzeby nie bała się zwolnić. W tym ostatnim przypadku pozycja dobrego pracodawcy jest szczególnie istotna, dotyczy bowiem momentu, gdy przestajemy zatrudnionego drapać za uchem, a dajemy mu przysłowiowego kopniaka w cztery litery.
Dobry pracodawca podporządkowuje strategię swojej firmy roli, jaką odgrywają w niej pracownicy. Z tyłu głowy ma przekonanie, że klient jest najważniejszy – ale dopiero po pracowniku, bo to on stanowi istotę przedsiębiorstwa.
Dobry pracodawca potrafi także zasypać rowy dzielące specjalistów od menedżerów i potrafi zbudować z nich zespół. I nie musi to od razu oznaczać, że wszyscy (czasem łącznie z zarządem) pracują razem w jednym pokoju.
Dobry pracodawca myśli o pracownikach, ale nie zasypuje ich ciągłymi prezentami w postaci różnego rodzaju dodatków do pensji. Myślenie powinno raczej koncentrować się na rozwiązywaniu ich problemów w pracy, ale też wspieraniu w trudnościach życia osobistego. Nigdy nie oznacza to natomiast wykonywania obowiązków pracownika, raczej odnajdywanie jego ścieżki zawodowej, co oczywiście może zakończyć się również… zwolnieniem. I na koniec – dobry pracodawca, wypowiadając pracownikowi umowę, jasno i wyraźnie wskazuje mu drogę, którą ten powinien obrać, aby nie popełnić ponownie tego samego błędu.
Wyobrażam sobie, że wiele osób, które to czyta, myśli sobie teraz: „a co ty k… wiesz o zarządzaniu?”. No tak się składa, że trochę wiem, bo nie tylko szesnasty rok prowadzę swoją firmę, ale mam też doświadczenie ze współpracy z kilkuset innymi firmami. Obserwacje, którymi się podzieliłem, nie wzięły się znikąd. Może więc tkwi w nich choć ziarnko prawdy?