Koncern będzie miał zaś prawo odkupić akcje (niemal 68 proc.) w ciągu najbliższych pięciu do sześciu lat – informuje Interfax, powołując się na rosyjskiego ministra przemysłu i handlu Denisa Manturova. „Jeśli jednak w tym okresie dokonamy inwestycji, przełoży się to na koszt odkupu. Nie będzie tu żadnych prezentów” – twierdzi minister. Co więcej, Manturov ujawnia także, że spodziewa się, iż udziały Renault w moskiewskiej fabryce Avtoframos zostaną przekazane władzom miasta. Rzecznik koncernu oraz francuski rząd (15-proc. udziałowiec Renault) odmawiają tymczasem komentarza w sprawie.
Wygląda więc na to, że – zakładając, iż powyższe doniesienia nie są rodzajem politycznej i handlowej gry – spełniają się rosyjskie groźby. Andriej Turczak, sekretarz generalnej partii rządzącej Jedna Rosja, informował już w marcu o konieczności nacjonalizacji zachodnich fabryk. Tłumaczył, że to „ekstremalny środek”, ale ma on na celu ochronę rosyjskich obywateli, nazywając przy tym wycofywanie się zagranicznych przedsiębiorstw z Rosji „ciosem nożem w plecy”.
Przypomnijmy, że niedługo po rozpoczęciu wojny Renault zawiesił swoją działalność w Rosji, ale było to spowodowane wyłącznie problemami logistycznymi. Dlatego już 21 marca koncern ogłosił, że wznowił aktywność w kraju, spotykając się w konsekwencji ze zmasowaną krytyką, gdzie największym echem odbiły się słowa Wołodymra Zełenskiego. Prezydent Ukrainy powiedział bowiem, że francuskie firmy, w tym Renault, muszą przestać „finansować morderstwa dzieci i kobiet”. Reakcja koncernu była niemal natychmiastowa: już w nocy 23 marca Francuzi powiadomili o „zawieszeniu wszelkich aktywności gospodarczych na terenie Rosji ze skutkiem natychmiastowym”. Informacje ujawnione w raporcie Interfax, o ile się potwierdzą, byłyby pokłosiem tej decyzji.