Nie milkną echa decyzji Parlamentu Europejskiego, który zdecydował się poprzeć projekt zakazu sprzedaży „spalinówek” na terenie UE. Wyniki głosowania stanowią potężny cios dla tradycyjnej motoryzacji, ale okazuje się, że nie wszystkim producentom oberwie się po równo. A to za sprawą poprawki nr 121, zgłoszonej przez grupę około 60 posłów, która zakłada, że marki niskowolumenowe zostaną potraktowane ulgowo.
Mowa tu o firmach rejestrujących mniej niż 10 tys. szt. rocznie w przypadku samochodów osobowych oraz 22 tys. szt. w segmencie pojazdów użytkowych. Producenci spełniający powyższe założenia otrzymaliby dodatkowy rok na rezygnację z napędów spalinowych, ale, co ważniejsze, nie podlegaliby celom pośrednim ustalonym na 2025 (zredukowanie emisji o 20 proc.) i 2030 r. (już o 55 proc.).
Beneficjentami takiego rozwiązania byłyby przede wszystkim marki luksusowe i sportowe, takie jak Ferrari (11 tys. aut zarejestrowanych w 2021 r.), Lamborghini (8,4 tys. szt.) czy Rolls-Royce (5,6 tys. szt.). Do redukcji wolumenu musiałoby z kolei dojść w Bentleyu (15 tys. szt.) i Maserati (24 tys. szt.). Z zakazu sprzedaży modeli spalinowych zupełnie wyłączone zostałyby natomiast marki niszowe, których produkcja nie przekracza 1 tys. pojazdów.
Poprawka nr 121 nie jest przy tym inicjatywą nową. Już przed rokiem włoski rząd naciskał na władze UE, aby te zagwarantowały wybranym producentom możliwość działania w drodze wyjątku. Nie jest jednak powiedziane, że pomysł europarlamentarzystów znajdzie akceptację Rady UE. Już teraz pojawiają się bowiem głosy oburzenia, zwłaszcza z obozu „Zielonych”, że tego typu wyjątek byłby przejawem hipokryzji ze strony władz UE.